kurdę
Ada To Nie Wypada!
Dołączył: 08 Wrz 2008
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 9:17, 08 Wrz 2008 |
|
|
umm, zaczęłam pisać na blogasku jakiś czas temu już, ale jakoś nie chciało mi się komentować innym ludziakom i rozreklamowywać się, bullshit
anyłej to był pierwszy, hm, odcinekkk i tak sobie pomyślałam, że się podzielę
-Na ta lio-sylabizuje matka, przyglądając się mi wyjątkowo uważnie, chociaż i tak nie widzi tego, co powinna, zbyt zaróżowionych policzków, mocno kontrastujących z bladą cerą i zaczerwienionych, podkrążonych oczu. Ale nie pomogę jej w tym przypadku, niech nadal myśli, jestem jej małą Natalcią, Natką, Natusią, Nateńką. Oczywiście, że tak naprawdę, w głębi serca wie, że WIE, ale niech głębia serca jeszcze nie staje się powierzchowną wiedzą, wyciąganą przy każdej okazji.-Tylko mnie nie zawiedź, dobrze?
Pachnie papierosami i wodą kolońską ojca, gdy całuje mój policzek. Zawsze prawy, myśli, że od tego jej córka więcej nie wyląduje w sali wytrzeźwień, w szpitalu, nie będzie więcej notowana, że również stanie się prawa, wszystko co prawe jest wspaniałe, prawda, mamo? Sama wychowała się w katolickiej rodzinie, notorycznie kazali jej odmawiać zdrowaśki i dawali szlabany, za wszystko, pierwszego chłopaka miała na drugim roku studiów, nawet się nie całowali, w końcu to było złe, brzydkie, tego nie robiło się przed ślubem, na szczęście mój ojciec okazał się wdzięcznym kawalerem, godnym ich córki i przypieczętowali swój związek już w drugim miesiącu znajomości. Przyjaciółki babki, oczywiście same parafialne królewny, wytykały babcię palcami, pewne, że matka jest w ciąży. Najlepsze było to, że wcale się nie myliły. Babka wydziedziczyła mamę. Moja rodzicielka to wszystko opowiedziała mi kiedyś, gdy upiła się martini na jakimś wernisażu i rozmawiałyśmy, spędziłyśmy wtedy całą noc w altance, a ja jeszcze potrafiłam z nią rozmawiać, jeszcze byłam zupełnie normalna, przejmowałam się ocenami, kochałam zwierzęta i zbierałam naklejki z chipsów.
Wybiegając z domu, uświadamiam sobie, że nie wzięłam smyczka, muszę wracać, matka każe mi czekać i liczyć do dziesięciu, to przynosi pecha, zastanawiam się, czy katolicy powinni wierzyć w przesądy, liczę do trzynastu i wybiegam znów, na skąpane w słońcu podwórze, ulica pachnie nieprzespaną nocą, słońce grzeje moje policzki, trawa kłuje mnie w oczy, zbyt kolorowa, a ja mam ochotę położyć się twarzą do ziemi i wdychać jej zapach, mam ochotę na herbatę z wodą z rosy, chcę być Calineczką, chcę latać ku słońcu, nawet jeżeli mam spaść z oparzoną twarzą i resztę życia spędzić jako dziwoląg w krainie liliputów, chcę wreszcie czuć się wolna, BA, chcę BYĆ wolna, chcę śpiewać, krzyczeć, płakać, śmiać się, tracić zmysły, nie, już dawno je straciłam.
Matka macha z okna, uśmiecham się do niej, już dawno nauczyłam się odpowiadać gestami na wszystko, mowa ciała to moja przyjaciółka, teraz już właściwie nic nie odpowiadam, gdy matka pyta, jak w szkole, a ona nawet nie stara się dociekać, i tak obie dobrze wiemy, że chodzę najwyżej raz w miesiącu do szkoły, ale o tym się nie mówi głośno, chyba że w alkowach sypialni rodziców, pomiędzy nimi samymi, niewiele mnie to interesuje.
Wsiadam do samochodu, kolejne zapachy otulają moje nozdrza, czuję zaduch skórzanych foteli, kierowca moich rodziców zerka na mnie w lusterku, które po chwili poprawia, mówi, że na pewno poradzę sobie świetnie, nie odpowiadam nawet kiwnięciem głowy, patrzę za okno, przyciemniane z zewnątrz, mam wielką ochotę wysiąść i rozbić skrzypce o latarnię, którą właśnie mijamy, ale nie mogę. Zawarłyśmy z matką układ, bez słów, ale dobrze wiemy, że jest ze mną źle, tylko skrzypce trzymają mnie na tym nędznym świecie w pełni sił, to wersja matki, moja jest taka, że to raczej coś bardziej tabu, nie mogę jej powiedzieć, zupełnie by ocipiała, więc jeżeli miałabym teraz zrezygnować ze skrzypiec, to matka wreszcie chyba zrezygnowałaby ze mnie, to brzmi okropnie, ale właśnie tak bardzo okropna jestem ja.
Wchodzę do teatru, wszyscy z obsługi mnie tu znają, ale dzisiaj jest niedziela i jest pełno stażystów, każą mi pokazać dokumenty, macham im przed nosami legitymacją teatralną, Natalia Kamila Rogowska, zaczynają mnie przepraszać, nie wiedzieli, że to ja, zbywam ich idiotyczne twarze machnięciem ręki, nic się nie stało, wchodzę w labirynt korytarzy, wysoka blondynka chce mnie zaprowadzić, kręce głową i wchodzę na lewo, siadam przed salą przesłuchań razem z tłumem innych ludzi, dobrze wiem, że to tylko gra pozorów, dostaną się tylko ci, którym rodzice załatwili ciepłe miejsce i ja, mnie nie załatwiali, absolutnie zakazałam im nawet się tutaj zbliżać, zresztą w tym roku to czysta formalność. Gram w orkiestrze teatralnej już trzeci rok i jestem najlepsza, nawet jeżeli jestem ćpunką z dobrego domu, nawet jeżeli mózg przeżarły mi różne gówna, a z mojego podniebienia powoli robią się strzępy, nie wspominając o wiecznie czerwonych nozdrzach, uciskają mnie obcasy, więc do sali przesłuchań wchodzę boso, komisja udaje, że tego nie widzi, gdy czuję chłód skrzypiec na obojczyku zatracam się, wszystko wiruje, a gdy przestaję grać nie czekam na żadne dziękuję, tylko trzaskam drzwiami i wybiegam, wreszcie wolna.
Wiesz, matko, dwa słowa: zachwiana równowaga.
odmaszerować
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kurdę dnia Pon 9:18, 08 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|